piątek, 18 lutego 2011

Opowieść Walentynkowa…

Wiem, że walentynki były kilka dni temu… ale uważam, że na opowieść romantyczną zawsze znajdzie się czas… Prawda? Wystarczy miękki fotel, ciepła herbatka i już można poczuć tą atmosferkę… ;)
Dziś mam dla Was pewną historię… Historię prawdziwą, z życia wziętą mojej sąsiadki – pani Grażynki. Opowieść ta została mi przekazana dosyć szybko i bez szczegółów, mimo to postaram się opisać ją dokładnie, choć to nie będzie to samo, co wysłuchanie oryginału… (pisarka ze mnie marna).

Rok 1914 – I wojna światowa. Ojciec pani Grażyny jako młody mężczyzna został wywieziony na Syberię (jak wielu innych Polaków), gdzie spędził 7 długich lat. Myśląc, że już nie wróci do Polski, zaczął układać sobie życie na obczyźnie. Poznał tam piękną dziewczynę o niespotykanej urodzie. Miała długie blond włosy, bystre i mądre oczy, policzki oblane delikatnym rumieńcem… Była delikatna, a zarazem silna. Mawiał: „Krasawica!” (przepraszam za ewentualne błędy, nie znam rosyjskiego). Zakochał się w niej po uszy, z wzajemnością. Wiedział, że to jest ta jedyna… Ona wiedziała, że to ten jedyny… To była wielka, prawdziwa gorąca miłość!  (niestety nie wiadomo mi, jaki czas to trwało)
Nadeszła chwila, kiedy tato p. Grażyny musiał opuścić Syberię i wrócić do Polski. Zrobiłby dla ukochanej wszystko… Niestety był bezradny wobec władzy Rosji i polityki międzynarodowej. Nie istniał nawet cień szansy, by zakochani byli razem. Ojciec pani Grażyny miał mieszane uczucia, czując jednocześnie radość z powrotu i rozpacz z rozłąki!  Oboje byli zrozpaczeni!
Po powrocie, jego serce było rozdarte. Myślami ciągle był w mroźnej Rosji, przy swojej ukochanej. Czas uciekał, dni mijały. Ból po rozstaniu złagodniał, ale o swej miłości nie zapomniał. Zapoznał inną kobietę, z którą później założył rodzinę. Darzył ją szacunkiem i uczuciem, jednak nie było ono tak silne jak te, które obdarował swoją ukochaną z Syberii. Niedługo pojawiło się ich pierwsze dziecko – córeczka. Jego radości nie było końca! Nie zastanawiając się długo nazwał ją Głafira – imieniem swojej jedynej prawdziwej miłości… Matka pani Grażyny znała historię o Syberii. Nie uradowała się na wieść, że jej córka będzie miała imię jej „przeciwniczki”.
Pani Grażynka będąc dzieckiem nie rozumiała, dlaczego matka traktowała ją inaczej, niż resztę rodzeństwa. Kiedy była starsza, ojciec opowiedział jej swoją historię. Mawiał do niej „Jesteś piękna jak Ona”. Od tej pory zrozumiała dlaczego matka ją odtrąca. Nasza Głafira ojcu przypominała jego jedyną, prawdziwą miłość, a w matce wzbudzała zazdrość i złość.
Do dziś pani Grażyna nie lubi swego „prawdziwego” imienia, ale uśmiecha się na myśl o jego historii…


Jakie wnioski?
Uważam starszych ludzi za chodzące historie. Lubię ich towarzystwo. Każdy z nich ma swoją prawdziwą i indywidualną opowieść. Jeśli nadarzy się możliwość posłuchania takich osób – słucham (mimo, że często słyszę to samo) ;). Mogą być historie podobne (współczesne)… ale myślę, że to nie będzie to samo.
Przeszłość pachnie inaczej…